Moja historia……….., no właśnie jaka ona jest……..???, pewnie nie różni się dużo od wielu innych historii rodzin, w których istnieje problem alkoholizmu.
Jaka byłam …………..?
Moje życie kręciło się wokół męża i jego picia. Myślałam, że jestem pokrzywdzoną, biedną kobietą bo mam męża alkoholika, obwiniałam Boga, obwiniałam męża, w rodzinie nie mogłam liczyć na nikogo. Często zadawałam sobie pytanie, dlaczego ja?, dlaczego mnie to spotyka?
Próbowałam wszelkich możliwych sposobów, aby mąż przestał pić począwszy od wylewania ukrytego alkoholu, awantur, szantaży, wyrzucania go z domu, poprzez wykorzystywanie dzieci do pilnowania pijanego ojca, załatwianie zwolnień lekarskich, usprawiedliwianie w pracy, płacenie długów, aż do rękoczynów……. tak……., ze złości i niemocy biłam czasem męża.
Życie mojej rodziny było podporządkowane piciu bądź, nie piciu męża, musiałam mieć wszystko pod kontrolą i lubiłam, żeby było „po mojemu”, bo co on „głupi alkoholik” nie myślący o nikim z wyjątkiem samego siebie może wiedzieć czy załatwić.
Nosiłam dwie maski. Pierwsza, to ta na zewnątrz: mądra, przyjacielska, pomocna, koleżeńska, spokojna, miła i uczynna, na pytanie „co u Ciebie” zawsze miałam gotową odpowiedź wszystko w porządku…….. ale wcale tak nie było, nie chciałam mówić nikomu o swoich problemach a, o tym, że mój mąż pije wiedzieli tylko nieliczni.
I ta druga maska, którą przywdziewałam przekraczając tylko próg domu: pełna goryczy, złości, bezradności i wściekłości na to, że wszystko na mojej głowie.
RATUNKU!!! …………. POTRZBUJĘ POMOCY!!!
Za dużo spraw i problemów, którym nie mogłam już sama sprostać …. to było moje własne DNO.
Kiedy zrozumiałam, swoją bezsilność i bezradność wobec alkoholu i drugiego człowieka, i że nie mogę kierować niczyim życiem tylko swoim, i że nie zawsze musi być „po mojemu” , i że nie jestem winna temu, że on pije, było mi o wiele łatwiej szukać pomocy. Na mojej drodze pojawiali się odpowiedni ludzie i odpowiednie sytuacje sprzyjające rozwiązywaniu moich problemów a raczej pracy nad sobą.
Jaka jestem teraz………?
Dzięki Sile Wyższej dowiedziałam się o grupie wsparcia dla osób z takimi samymi problemami jak moje. Zaproszona przez koleżankę od razu skorzystałam z pomocy, na drugi dzień poszłam na swoje pierwsze spotkanie. Bardzo się bałam tam iść, pamiętam ile myśli tej nocy kręciło się w mojej głowie:co jeśli ktoś mnie pozna?, ciekawe, kto tam będzie?, o czym będą mówić? i jeszcze wiele innych (tej nocy nie spałam). Nie mogłam się doczekać spotkania.
Po przekroczeniu progu, wszystkie myśli odeszły, emocje opadły, było mi obojętne czy ktoś mnie pozna i dowie się o moim skrzętnie ukrywanym problemie.
Poczułam się jakoś dziwnie spokojna i bezpieczna to było niezapomniane przeżycie. Wszyscy mnie przytulali, dali czas na wypowiedź, mówili „przychodź, będzie dobrze”, pierwszy raz poczułam, że ktoś mnie rozumie, nie ocenia, nie próbuje mnie zmieniać, nie daje „cudownych rad”, chociaż wtedy na to liczyłam. Chciałam receptę na to, by mój mąż przestał pić, ale zamiast tego dostałam wielką dawkę miłości i zrozumienia, usłyszałam „pracuj nad sobą”, zmieniaj siebie – a zmieni się Twoje otoczenie, dostałam wsparcie jakiego potrzebowałam i coś ………….
czego nie potrafię nazwać……….. może „magnez”, który przyciągał mnie na każde kolejne spotkanie.
To niesamowite uczucie poczuć się kimś ważnym, kimś potrzebnym i wartościowym oraz kimś od kogo coś zależy……….… MOJE NOWE ŻYCIE.
Dziś nie obwiniam już nikogo za moje życie, cenię każdy dzień i jestem niesamowicie wdzięczna mojej Sile Wyższej jaką dla mnie jest Bóg za to, że postawił na mojej drodze odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie. Dziś wiem, że „nic nie dzieje się po nic”, żyję dniem dzisiejszym, nie naprawiam przeszłości bo tam już nic nie mogę zmienić, i nie wybiegam w przyszłość, żyję TU i TERAZ.
Jestem wdzięczna za męża alkoholika, i mówię to z pełną odpowiedzialnością, dzięki niemu poznałam wielu wspaniałych, wartościowych ludzi, prawdziwych przyjaciół.
Pamiętam dzień, w którym mąż postanowił trzeźwieć, Boże jak długo na to czekałam ……….. J wiem, że ta choroba to proces, który trwa latami i tak samo ze zdrowieniem to także długi proces. Razem rozwiązujemy teraz nasze problemy dnia codziennego, lepiej się dogadujemy i przede wszystkim potrafimy rozmawiać. Dzielimy się obowiązkami i już nie dźwigam wszystkiego sama J możemy na siebie liczyć i się wspierać.
Dziś wiem, że każdy jest bardzo ważny i ja jestem bardzo ważna. Chodzę teraz z głową uniesioną do góry, moje poczucie własnej wartości pojmuję dziś zupełnie inaczej, nie jako kura domowa, która musi sprostać wszystkim i wszystkiemu, lecz jako wartościowa osoba, która też ma swoje potrzeby i potrafi o nich mówić.
Poprzez stosowanie programu, codzienne czytanie literatury oraz modlitwę i medytację dążę do doskonalenia i ulepszania siebie, NIE ŚWIATA!!!
Staram się nieść posłanie innym cierpiącym, z powodu choroby alkoholowej, na nowo odkrywam siebie, rozwijam się duchowo każdego dnia poprzez uśmiech i pozytywne myśli. Dostrzegam piękno codziennego dnia, jestem wdzięczna za to co mam, za rodzinę, niebo, słońce, kwiaty, wspaniałych ludzi, których kiedyś nie dostrzegałam. Nie obrażam się już na pana Boga, proszę go o drogowskazy, i przyjmuję co daje mi los.
Kocham moją rodzinę, mam fajnego zdrowiejącego męża, doceniam jego starania o bycie trzeźwym, już nie chcę go zmieniać (choć czasem lubię, aby było po mojemuJ). Nie jestem idealna i nawet nie chcę być, dzięki temu nadal mogę nad sobą pracować i być szczęśliwa.